Przejdź do treści

Jestem, więc się śmieję

„Chcecie bajki? Oto bajka. Była sobie Pchła Szachrajka”. Tak mistrz Jan Brzechwa rozpoczyna słynną opowieść o Pchle Szachrajce, której to potomkowie rezydujący w ciemnych i wilgotnych zakamarkach przedszkola nr 4 w Kłodzku, noszącego, nomen omen, imię mistrza Jana, srodze pokąsali niektórych ratuszowych urzędników i aż cztery panie Radne oraz sześciu panów Radnych. Było nie było – dygnitarzy z nie byle, jakimi twarzami, którzy gorliwie wierzą, że za sprawą serwilistycznej wytrwałości wobec władzy, osiągną kiedyś szczyt politycznej doskonałości.

Jad tych kosmopolitycznych pasożytów zewnętrznych, wtórnie bezskrzydłych, uruchomił w umysłach naszych ratuszowych przyjaciół fetysz głupoty, który wyraził się w zainicjowaniu śledztwa przeciwko radnym, Jackowi Baneckiemu i Tomaszowi Karolczakowi.

Powodem podjęcia tej bezprecedensowej decyzji, było wrodzone, ponadprzeciętne zbiorowe poczucie uczciwości, Burmistrza i jego totumfackich oraz dziesięciu członków Rady, którzy stojąc na straży finansów miasta i dobrobytu mieszkańców, nie mogli puścić płazem brawurowego wygarnięcia w ciągu jednego tylko roku z miejskiej kasy, aż 59 złotych polskich, za internetową usługę, jaką ci dwaj Radni, podstępni provaiderzy Internetu, dostarczali do przedszkola pod wezwaniem Pchły Szachrajki.

Niegdyś, w zamierzchłych wydawać by się mogło już czasach, ludzie powszechnie sądzili, że insekty wyrastają z cząstek brudu, że ludzki organizm nie zniesie podróży z prędkością osiągalną dla statków parowych, oraz, że świat jest dyskiem leżącym w centrum wszechświata. Niestety, powyższe poglądy, zwłaszcza na insekty, przetrwały po dziś dzień i są nieustannie obecne w umysłach niektórych kłodzkich ratuszowych organizmów, prowadząc tych śmiertelników wprost do rozstroju nerwowego, co zazwyczaj skutkuje dziwacznymi decyzjami.

Jednak, aby to wszystko właściwie zrozumieć przyda się łyk czegoś mocniejszego. Zatem drodzy przyjaciele wychylmy, co nie, co za tych, co nie chcą, jak mawiał klasyk, ale muszą, władzą się onanizować.

Ponieważ żyjemy w państwie Prawa i Sprawiedliwości, Burmistrz po „wielkiemu cichu” nakazał, J.S. Pedro∗, niezwykle elegancko noszącemu się naczelnemu śledczemu Gminy Miejskiej Kłodzko, zbadać dogłębnie sprawę wyprowadzenia z kasy miejskiej poprzez Internet 59 złotych. Wrodzona empatia, czyli zdolność odczuwania stanów psychicznych innych osób, jaką J.S. Pedro∗ od urodzenia posiada, a wyrażająca się w tym, iż jest on, o każdej godzinie dnia i nocy gotów, dla uzyskania swoich politycznych celów, nakarmić głodne dzieci mlekiem z radioaktywnym miodem, sprawiła, że swoim raportem śledczym z premedytacją wprowadził w błąd Pana Wojewodę Dolnośląskiego informując go, że dwaj kłodzcy Radni to malwersanci, którzy nie są godni mandatu radnego sprawować.

Przyczyną tej schizofrenii, która dopadła paździerzowe, ale niesłychanie mądre, umysły ratuszowych politycznych aranżerów było srogie cierpienie, że oto znalazło się dwóch niepokornych i o zgrozo nieprzekupnych Radnych, którzy celnie i konsekwentnie punktowali niekompetencję i chybione decyzje Burmistrza oraz jego urzędniczej świty. A przecież nie od dziś wiadomo, że władzy bezkarnie krytykować nie wolno, albowiem grozi to zgonem.

Wojewoda, na tą tanią sztuczkę przejawiającą się w dysfunkcji, czy wręcz aberracji rozumienia w tym zakresie obowiązującego prawa dał się, niestety, nabrać i wydał kaleką decyzje o wygaszeniu mandatów niepokornym Radnym.

Rada Kłodzka na wieść o decyzji Wojewody zachowała się dokładnie tak, jak dwie polne myszy z bajki Andrzeja Waligórskiego:

„Siedziały raz dwie myszy popod polną miedzą. Siedzą tak sobie, siedzą, siedzą, siedzą, siedzą. Siedzą, siedzą, wtem nagle w srogi wigor wpadły! Jak nie hycną do góry i z powrotem siadły”.

A na ogonach z pokorą Radni usiedli, dlatego, że Sąd, jeszcze niezawisły, miażdżącym wyrokiem decyzję Wojewody na cmentarzu decyzji chybionych zakopał.

Na administracyjnej mapie Polski, Rada Miasta Kłodzka, co czas jakiś z lubością wciela się w rolę Pchły Szachrajki i podobnie jak ona odwala psoty i głupstwa zapominając przy tym, że istnienie głupstw i głupców wcześniej lub później staje się przedmiotem pośmiewiska i ludowej rozrywki.

Od wielu lat twierdzę, że niektórych nazwisk nie należy wymieniać, aby ich niepotrzebnie w pamięci czytelników nie utrwalać. Moja przyjaciółka mieszkająca od lat w Szwajcarii twierdzi, i słusznie, że zbyt wiele nazwisk w felietonie zmniejsza o połowę zainteresowanie tekstem.

Niemniej jednak tym razem muszę nazwisk kilka wymienić, aby właśnie spróbować utrwalić je w pamięci czytelników – wyborców, po to, aby w kolejnych, obojętnie jakich i do czego ogłoszonych wyborach, roztargnieni obywatele Kłodzka, nie postawili przy tych nazwiskach wyborczego krzyżyka, lecz jedynie krzyż na drogę im dali. I tyle.

Zacznę naturalnie, alfabetycznie: Duda Zdzisław, Górska Zdzisława, Jarosz Armin, Kwas Adam, Kubicki Jacek, Łosiewicz Aneta, Nowak Zbigniew, Szlak Damian, Świst Lucyna, Urbaniak Renata. Znam tych ludzi. Z niektórymi miałem żywe kontakty, z niektórymi rzadkie, od przypadku do przypadku. Ale wiem, kim są, kim byli, czym się zajmują, zajmowali, jakie funkcje pełnią, pełnili. To właśnie oni głosując za uchyleniem mandatów dwóm swoim kolegom z tak błahego powodu, wykazali się bezsensownym ujęciem rzeczywistości i pogardą dla wyborców, którzy owych Radnych wybrali. Tych dziesięciu wspaniałych ogłosiło wszem i wobec, że demokracja to fikcja.

Podejmując próbę pisania o tych dobrych ludziach przyświeca mi taki niewinny zamiar, aby dopomóc im dostać się na karty historii Kłodzka. Dzisiaj, choć pewnie o tym jeszcze nie wiedzą, są zaledwie na karteczkach historii i to w dodatku na karteczkach niezwykle luźno posklejanych. Pora chyba to zmienić.

Czasem w chwili słabości zastanawiam się ile są warte, o ile je mają, marzenia tych, którym się poszczęściło i muszą dzisiaj, jako Radni w pocie czoła służyć na dworze kłodzkiego Suwerena. Myślę jednak, że bez względu na to, jak wartościowe mają owi służący marzenia, należy im, mimo wszystko, dać powód do marzeń. Niech marzą o tym, na przykład, że ich teczek w IPE po prostu nie ma. Choć z drugiej strony taka teczka daje przecież nieśmiertelność. Czyż nie?

Moi drodzy przyjaciele!!! Na Wojtusiów miejsko-powiatowych iskiereczka z popielnika IPN-u od lat wielu delikatnie mruga. Już niebawem opowiemy wam bajeczkę. Szkoda tylko, że bajeczka będzie niezbyt długa.

W niezmiennie najpiękniejszej myśli o tym, że:  „Mało dziś jest takich domków. Gdzie nie byłoby potomków. Owej słynnej Pchły Szachrajki. Ale… to nie koniec bajki”.

                                                                                                                                Mirosław Rudziński – Gappa                       

∗ John Shaft Pedro – podobieństwo niektórych bohaterów do osób rzeczywiście chodzących stopami po kłodzkim bruku, jest czysto przypadkowe.

zdjęcie pochodzi z unsplash.com