Przejdź do treści

Kaczy ludzie.

Od wielu lat, z przyczyn znanych tylko Bogu, w którego gorliwie nie wierzę, szwankuję umiarkowanie, tak przynajmniej twierdzi moja przyjaciółka, dyplomowana czarownica, na umyśle. I jakby tego było jeszcze mało, mam naukowo stwierdzony astygmatyzm, który sprawia, że świat widzę nieostry i zniekształcony. Proszę nie mylić tej przypadłości ze stygmatyzmem, którego jeszcze nie mam. Ale jak wszyscy wiemy – świat się zmienia i wszystko może się jeszcze zdarzyć.

Ta umiarkowana umysłowa aberracja i astygmatyzm, są odpowiedzialni po równo, ona i on, za dziwactwo, jakiego od lat się dopuszczam. Otóż, nieomal jak masochista jakiś, lubię sprawiać sobie przykrość. Najlepiej dużą.

A wygląda to tak. W stanie wzorcowej nieomal trzeźwości, angażując tylko jedną, ale nie wiem, którą z półkul mojego mózgu, obserwuję namiętnie życie polityczne naszego, mojego kraju. Tylko, cholerka – nie wiem, po co. To mnie odrobinę martwi.

Ostatnio pod wpływem talentu, Harukiego Murakamiego i siły jego prozy zawartej  w powieści „Kroniki ptaka nakręcacza”, pojawiła się w mojej porażonej astygmatyzmem głowie zbrodnicza, to więcej niż pewne, refleksja. Czytając u Harukiego o kaczych ludziach, którzy są przecież szlachetni i piękni, dostrzegłem ze zgrozą, bezgraniczny wulgaryzm i podłe naigrawanie się przez wrogów Jarosława K. z kaczek właśnie. Czynią to, ci źli ludzie, z wyrachowaną premedytacją poprzez porównywanie tych pięknych ptaków do Wielkiego Męża Stanu i Pasterza Narodu Polskiego, który jest przecież tylko, kotem nielotem.

A Haruki Murakami o kaczych ludziach pisze tak:

„Jest ich dwanaście. Nie wiem, jaka jest ich struktura rodzinna. Pewnie istnieją miedzy nimi różne powiązania w rodzaju z tym i tamtym mam dobre układy, ale nigdy nie widziałam żeby się kłóciły. Już jest grudzień i powierzchnia stawu zaczęła się pokrywać lodem, lecz warstwa jest jeszcze cienka i nawet w zimne dni zostaje miejsce, w którym kaczki mogą sobie popływać. […] Siadam na kamieniu i godzinami przyglądam się bezmyślnie kaczym ludziom. Czasami karmię ich suchym chlebem.[…] Na przykład zdarza się, że kaczy ludzie nadlatują łopocząc skrzydłami lądują na lodzie, lecz nogi się im ślizgają i z pluskiem wpadają do wody. Zupełnie jak program rozrywkowy w telewizji. Na ten widok sama do siebie się śmieję. Oczywiście kaczy ludzie nie wygłupiają się po to, żeby mnie rozśmieszyć. Żyją bardzo poważnie, ale i tak wpadają do wody. Mają ładne płaskie pomarańczowe nóżki przypominające dziecinne kaloszki, lecz najwyraźniej nie zostały one pomyślane do chodzenia po lodzie i wszystkie są bardzo śliskie, więc kaczy ludzie lądują czasem na kupry. Pewnie nie mają na tych nogach bieżników. Zima nie jest, więc chyba najprzyjemniejszą porą roku dla kaczych ludzi”.

 Niestety, nasi krajowi kaczy ludzie są zupełnie inni. To ludzie, których nieustannie swędzą mózgi. Męczą się oni okrutnie przy myśleniu. Powód takiego stanu rzeczy jest banalny – brakuje im szarych komórek. Każdy ich dzień jest kłamstwem. Kroczą po świecie polityki, jak szczury po kołowrotku, z tą jednak różnicą, że szczury są inteligentne. Myśli w ich głowach płyną bardzo wartkim nurtem. Często odpływają zbyt daleko. Dlatego też większość kaczych ludzi, Jarosława Wielkiego, nie jest w stanie za nimi nadążyć, przez co wyglądają, jak wilkołaki, którym odbiło w świetle księżyca.

W niezmiennie najpiękniejszej myśli o tym, że Polacy i Polki, nie postąpią ze swoją pamięcią, tak jak wiewiórki, które wykopują dołek, chowają orzech i natychmiast o dołku zapominają.

                                                                                                           Mirosław Rudziński – Gappa.

Zdjęcie: Perchek Indastrie. Zdjęcie pochodzi z Unsplash.com