Przejdź do treści

BOSKIE INSPIRACJE

Dawno temu, gdy byłam małą dziewczynką, tato zaprowadził mnie do kościoła. Był to okres pełen wątpliwości i buntu. Krnąbrne dziecko mówiło: „Boga nie ma! Kościół to zło wykorzystujące ludzi! Religia służy wyłącznie temu, by zniszczyć tożsamość i indywidualizm!”. Mądry tato jednak pokazał coś, co niekoniecznie rozwiało wątpliwości, ale na pewno sprawiło, że zaczęłam też szukać pozytywów w wierze jako takiej. Tym, co mi pokazał był pelikan.

Każdy wie jak wygląda to stworzenie, każdy też widział go w kościele. Nie każdy go naprawdę tam zauważa i nie każdy wie jakie znaczenie ma ten symbol.
W tamtym kościele była to rzeźba. Bogata, złota. Na pierwszy rzut oka zwyczajna, przy bliższych oględzinach dość niepokojąca i wzruszająca. Otóż pelikan rozdziera swoją pierś, a małe pelikaniątka grzebią w tej rozoranej piersi dziobami.

Zdziwiona zapytałam tatę: „co to znaczy? „. W odpowiedzi usłyszałam coś co pozwoliło mi zmienić pogląd na wiarę i religię – nie tylko katolicką. Tato powiedział: „to miłość rodzica do swoich dzieci”. Te proste, wręcz banalne słowa pozwoliły mi zrozumieć istotę religii jako takiej.

Religia, wiara w czystej formie, to miłość. Miłość rodzica do swoich dzieci. Pełna i bezwarunkowa. Każdy człowiek pragnie być kochany, każdy potrzebuje opieki. Gdy stracimy rodziców (będąc nawet dorosłymi ludźmi)  mamy wrażenie,  że zostaliśmy sami. Nasz świat się wali, nie możemy liczyć na doświadczenie ojca czy ciepłe słowo matki. Nie mamy już żadnego przewodnika, który pomoże dostrzec nam sens w bezsensie, który pomoże nam uporać się z absurdami życia.

Rzecz jasna koncepcja boskości – rodzicielstwa zmieniała się z biegiem lat. W tradycji chrześcijańskiej mamy Stary i Nowy Testament. Uważny czytelnik dostrzeże, że wizja „Boga Ojca” dramatycznie różni się w obu tekstach. Starotestamentowy Jahwe jest ojcem surowym, zazdrosnym i strasznym w swym gniewie. Ten nowotestamentowy kocha, wybacza i głaszcze swoje dziatki po główkach, gdy się potkną. Obie idee wymieszały się i obecnie słyszymy, że boski tatko jest kochający ale surowy.

Przypomnijmy sobie jeden dość istotny epizod ze Starego Testamentu – wyjście Żydów z Egiptu. Mamy tu ojca, który za wszelką cenę chce odseparować swoje ukochane dzieci od tych mniej kochanych. Mamy przewodnika i opiekuna chociaż przy współczesnym podejściu do rodzicielstwa OPS raczej nie pozwoliłaby takiemu kapryśnemu ojcu długo się cieszyć tą gromadką. Myślę, że na tę wizję mógł wpłynąć właśnie Egipt. Starożytni też mieli takiego boga. Kapryśny, o niezbyt przyjaznym podejściu do ludzi Seth być może wybrał sobie uciśnionych na wyznawców? Po to, by czcili właśnie jego?

Nie ukrywajmy, Stary Testament to ubarwiona kronika plemienia izraelskiego, poczet ich królów, legendy i historia ich wędrówki przekazująca dobre rady dostosowane właśnie do nich: trzymajcie się razem, wspierajcie i zachowajcie swoją tożsamość. Nowy Testament to zupełnie inna bajka. Jest to nowa filozofia. Znajdziemy w niej poświęcenie, miłość, oddanie i zbawienie, wsparcie i wybaczenie. To są wartości, które zapoczątkowały nasze współczesne społeczeństwo, które dały podwaliny takiemu światu jaki mamy dziś.

Często słyszę: „Ale historia chrześcijaństwa! Krew! Krucjaty! Inkwizycja! Stosy!”. Nie sposób się z tym kłócić, ale czy sama filozofia musi na tym cierpieć?  To generalizowanie w stylu: Hitler zaczytywał się w Nitschem, więc jego filozofia jest zła. Hitler uwielbiał Wagnera, więc jego dzieła są niewarte uwagi

Jesteśmy tylko ludźmi i od nas zależy interpretacja filozofii, muzyki, literatury, dzieł sztuki czy religii. Wszystkie te elementy naszej kultury wiążą się z władzą.
Mamy tego pecha i szczęście w jednym, że jesteśmy istotami pysznymi, chciwymi i przewrotnymi. Często głupimi. Nasi władcy bywali podli i zdradzieccy. Wykorzystywali ludzi do swoich niecnych celów. Opierając się na swoich ciągotach, by rządzić światem poszerzali granice państw, dobierali się niczym mrówkojad do głębin mrowiska, do żyznych ziem, do surowców naturalnych dzięki czemu państwa rosły, a narody wzmacniały się. Za tym nierozerwalnie szła kultura – kiedyś obrazy i wiersze wychwalające wielkość, dobroć i boskość królów, później literatura i kinematografia propagandowa trzymająca za rękę ateizm.

Władze kościelne podobnie poszerzały swoje wpływy i bogactwo. Brutalnie, dziko, ale skutecznie. Zawsze jest tak, że kiedy jedni cierpią – inni wzrastają. Ostatecznie każdy kij ma dwa końce.

Dziś wiemy jakich okropności dopuszczał się kościół, ale to była garstka rządzących wykorzystująca początkowo ciemnotę i strach wiernych, dziś potrzebę posiadania przewodnika. Samej religii i filozofii jej towarzyszącej nie warto potępiać. Władcy kościelni wykorzystali dawno temu obie księgi – Stary i Nowy Testament. Połączyli dwie koncepcje dwóch różnych bóstw, by łatwiej im było rządzić prostym ludem. Do dziś w naszej świadomości te dwie istoty są zlane w jedną. Bóg miłosierny, który wybacza i pragnie zbawienia dla wszystkich owieczek i ten, który zsyła potop albo morduje pierworodnych. Dwa różne podejścia, każde mające rację bytu i logiczne podstawy jako połączone paradoksalnie powodują podział.

                                                                                  Wiara jest potrzebą. Religia jest próbą jej zaspokojenia.

                                                                                                                                        Stefania Żaba