Przeglądając internetowe dossier różnych ważnych osobistości, w tym także naszych kłodzkich politycznych luminarzy, dostrzec można, okiem nawet nieuzbrojonym, pewną wspólną cechę charakterystyczną dla tych wyjątkowo niestabilnych emocjonalnie istot.
Otóż, każdy – mały, czy też duży mąż stanu, jest głęboko przekonany, iż w swoim Curriculum vitae powinien, wcześniej lub później w rubryce zawód, umieścić magiczne słowo Polityk.
Osobistości – te przeróżne Dudy, Kuchcińskie, Ślaki, Nowaki, Kaczyńscy, Pięty, Ziobry, Żalki, Szydła i inne Jaki, intuicyjnie wyczuwają, że ewolucja nieustannie działa i wyewoluowała dwa odrębne podgatunki homo sapiens – polityków, czyli byty blaskiem władzy oświecone i zwykłych obywateli, czyli jaskiniowców.
Taniec cieni.
Istnieje w świadomości społecznej opinia, iż politykami powinni być ludzie mądrzy, albowiem mądrość rządzących gwarantuje w państwie porządek i harmonię, przez co obywatele czują się bezpieczni i zadowoleni. Platon twierdzi, że umiłowanie mądrości nie pozwoli im, tym mądrym politykom, na prywatę w rządzeniu.
Ta starożytna platońska utopia, zawarta w dialogu Platona zatytułowanym „Państwo”, po dziś dzień nie straciła na aktualności i nieśmiało, co czas jakiś, podpowiada nam, że polityka to coś więcej niż start w wyborach. To tworzenie, wdrażanie i przede wszystkim odpowiedzialne kontrolowanie władzy.
Platon próbując zrealizować swój pomysł poprzez doradzanie królowi Syrakuz Dionizosowi, stracił wolność i wylądował na statku wiodącym niewolników na sprzedaż. Szczęśliwie wykupił go jego przyjaciel Annikeris.
I choć od tamtych mitycznych czasów minęły wieki i znowu mamy demokrację, sytuacja obywateli uległa jedynie niewielkiej zmianie. Jesteśmy ludźmi wolnymi, ale tylko pozornie. Poprzez zwyrodniały system wyborczy stajemy się raz za razem zakładnikami politycznych Nikiforków – Jarków, Zbyszków, Zdziśków, Antków i Damianków. I choć osobistości tego typu, których w kampaniach wyborczych wyraja się zwykle całe mrowie, potępiają publicznie wszelkie izmy, to nie czują „Oni” jednak obrzydzenia stosując w praktyce politycznej, i to wcale nie pod przymusem, nieśmiertelną zasadę Władimira Iljicza Uljanowa, że: „Cel uświęca środki”
Większość mediów nieustannie przypomina nam o podłości tego świata. O hipokryzji polityków i bankierów. O krętactwie i cynizmie urzędników tych świeckich i tych z pod znaku Pana Boga.
I co? I nic. Nic jako społeczeństwo nie robimy, aby skończyć z tym gównem. Pytanie dlaczego?
Zaraz, za chwilę. Jutro. Najdalej pojutrze, rozpocznie się zmasowany atak wyborczych spotów i kakofonia gadających głów w mas mediach. Ta polityczna szarża u wielu potwierdzi przekonanie, iż wszystkie serwowane obywatelom treści, to stare, pleśnią przeżarte prawdy, po raz kolejny bezczelnie i bezwstydnie odgrzewane. To upierdliwie powtarzany zbiór pobożnych życzeń i banalnej retoryki nic nowego do życia społecznego niewnoszącej. Pośród wyborców, są też i tacy, którzy przekonują, iż należy wysłuchać wszystkich. Mądrych i głupich. Głośnych i napastliwych. Wyrafinowanych, cichych cwaniaków i rozpaplanych nieudaczników, wietrzących szansę na bezkarne wyszarpanie do własnych kieszeni nieco publicznego grosza. Wszyscy oni mają podobno swoją opowieść. Opowieść, w którą być może warto się wsłuchać.
Inni, zwłaszcza kandydaci, zdają się nie dostrzegać, iż rzeczywistość i fantazja polityczna to zbiory wykluczające się nawzajem. Ich nachalne, w różnej konfiguracji, głoszenie cnót swoich, ma za cel jedynie zasłonić prawdziwe motywacje i intencje, niestety, znacznej części kandydatów. Przecież nie od dziś wiadomo, że samozakłamanie, tak jak i samozadowolenie niezwykle łatwo homo politykus przychodzi. Kandydaci, sprzedając swoje obywatelskie przymioty, wolą nie wiedzieć, iż uważny obserwator, potencjalny ich wyborca, spoglądając na handel ten przedziwny, widzi jedynie przykrótką kołderkę obłudy, którą „Oni” usiłują przykryć swoje samolubstwo, swoją małostkowość, swoją nieumiejętność odróżniania spraw mało ważnych od tych naprawdę ważnych.
Wielu z nich, na każde trudne pytanie ma prostą odpowiedz – zazwyczaj błędną. Zgrabną plakatową retoryką, próbują ukryć swoją chaotyczność i kłótliwość. Niezmąconą niczym chęć narzucenia swojego zdania innym. Wszyscy bez mała, kandydaci do foteli różnych, chcą władzy, chcą działalnością swoją wpływać na otoczenie. Sądzę zatem, iż wszyscy „Oni” mają także świadomość, że tym samym wystawiają swoje osoby na różnego rodzaju ataki, ośmieszanie, szyderstwo, i że będą im, być może, zasłużenie lub nie, przypisywane najgorsze nawet intencje. Chcę jednak wierzyć, że miast korzystać z prób ograniczenia wolności słowa, będą przynajmniej próbować, bronić swoich decyzji i racji, właśnie słowem a nie prokuratorskim nakazem. Mogę się jednak w wierze swojej głęboko mylić. Dużo łatwiej jest przecież machnąć policyjno-prokuratorską pałką, niż potrząsnąć intelektem.
Decydując się na komentowanie postaw politycznych i etycznych kandydatów do foteli władzy wszelkiej przyświeca mi cel, aby dać możliwość sprawdzenia nam wyborcom, czy ludzie ubiegający się o nasze poparcie w wyborach, ludzie, którzy głoszą, że ich ważną, fundamentalną wręcz zasadą jest dotrzymywanie dawanego publicznie słowa, potrafią po wygranych wyborach rzeczywiście żyć zgodnie z poglądami, które głoszą i o które tak zawzięcie w kampanii wyborczej walczą. Osobiście chcę wierzyć, że każdy z kandydatów ubiegający się o mandat, jeśli już zostanie wybrany na urząd, swoim działaniem zada kłam opinii, która głosi, iż prawie każdy, duży, czy też mały polityk, polityk cały, czy tylko pół polityk, to światopoglądowy Dr Jekyll i Mr Hyde
Jaskiniowcy.
Ksiądz profesor Józef Tischner w jednej ze swoich książek napisał: „Platońska metafora jaskini stała się istotną częścią naszej kultury, naszego sposobu myślenia. Nawet nie wiemy, jak bardzo nasze myślenie z niej wyrasta. Metafora wskazuje na coś, o czym często zapominamy: na obecność w naszym życiu złudzeń”.
Wyborcy, czyli my, jesteśmy współczesnymi jaskiniowcami. Siedzimy i wpatrujemy się w ekrany telewizorów. Mając spętane propagandą umysły nie dostrzegamy, że pomiędzy nami a wirtualną rzeczywistością toczy się prawdziwe życie.
Kiedy widzisz cień myślisz od razu, że coś musi rzucać ten cień. Dostrzegasz cień jakiegoś zwierzęcia. Może to koń myślisz, ale nie jesteś pewien. Odwracasz głowę i widzisz prowincjonalną Dudę, która jest znacznie piękniejsza od konia. Ma ostrzejsze kontury niż cień, który rzuca, a jej okrągła twarz jowialnie się do Ciebie uśmiecha. Jest bardziej prawdziwa niż cień, który rzuca. Chociaż nie wiesz, który ze światów jest prawdziwy, jesteś zachwycony z dokonanego odkrycia, bo zaczynasz się domyślać, że Duda prawdziwa, może być od cienia konia piękniejsza. Może, ale jednak nie musi.
Rozglądając się uważnie dookoła dostrzegasz kolejny cień i jeszcze jeden i znowu następny. Odwracasz głowę od świata cieni i bez trudu rozpoznajesz Damiana, Zbyszka, Jarka, Patryka, Adama i wielu innych, dostrzegasz także Dudę krajową i ogarnia cię dziwnie przykre uczucie. Zamiast radości płynącej z oglądania pięknych oryginałów rzucających cień, doznajesz uczucia, jakie towarzyszy nieudanej masturbacji. I już nie jesteś zachwycony, a mimo to idziesz i oddajesz głos na swojego Nikiforka, mając świadomość, iż będzie cię „On” nieudolnie reprezentował, a co gorsze, będziesz mu musiał za to jeszcze zapłacić.
Mirosław Rudziński – Gappa
Tych kilka zdań dedykuję dwóm moim szorstkim przyjaciołom: Bogdanowi Haławinowi, który sztukę manipulacji całkiem nie najgorzej opanował, oraz Zdzisławowi Dudzie, który sztuki manipulacji bezskutecznie próbuje się od lat wielu nauczyć, myląc ją dramatycznie z żebractwem politycznym.
Już niebawem kilka refleksji na temat cywilnej odwagi, lojalności i wierności głoszonym zasadom. Uwagi dotyczące hipokryzji i kunktatorstwa dedykowane będą wyłącznie Adamowi Pic, z którym więzy przyjaźni łączą mnie od wielu lat.
Zdjęcie pochodzi z Unsplash.com