Przejdź do treści

Położymy płasko uszy
Pysk na kłódkę ogon w ruch
Skowyt niech się tłucze w duszy
Kasza niech napełnia brzuch…
(J.Kczmarski „Ballada pozytywna”)

Protest radnych miasta Kłodzka, Stanisława Bartczaka i Bogusława Procaka, dotyczący budowy spalarni odpadów medycznych w Kłodzku, wydobył z mojej porażonej covidem duszy szept przerażenia, cichszy od oddechu. Złożywszy ręce jak do pacierza i spojrzawszy trwożnie ale z nadzieją w niebo, padłem na kolana i drżącym głosem zapytałem: Panie Boże, gazdo nad gazdami, czy pomimo tego, iż lud Kłodzka, w swojej większej części omija Domy Boże szerokim łukiem a w niedzielę świętą, rosół z makaronem spożywa nie myśląc nawet o strawie duchowej, czuwasz jeszcze nad naszym miastem? Niestety, niebo nie odpowiedziało mi, jak to ma w zwyczaju, głosem czcigodnego ojca, ani nawet pomrukiem któregoś z jego świątobliwych urzędników, tylko złowieszczo milczało. Odpowiedziało mi za to, dalekie echo aroganckiej pychy, głosem władz miasta i radnych pozbawionych wyobraźni.


Przysłuchując się obradom Rady Miejskiej w ostatnie czwartkowe, wrześniowe przedpołudnie, próbowałem dociec jakim kryterium posłużyć się należy aby wyraźnie i niedwuznacznie odróżnić można było racjonalność od nieracjonalności. Ogarnąć ten dylemat nie było łatwo, albowiem zbiorowa mądrość włodarzy Kłodzka wykracza daleko poza linię horyzontu, za którą, o czym każde dziecko wie, mieszkają już tylko szalone smoki i infantylnie urocze smoczyce. A tak na marginesie, nasza kłodzka Brigitte Bardot była kwieciście kolorowa. Nieomal tak, jak smoczyca, przyjaciółka przyjaciela Shreka.


Temu ciężkiemu procesowi myślowemu towarzyszyła męcząca refleksja, czy skład naszej miejskiej władzy nie jest aby, jak zawartość przysłowiowego pudełka nadziewanych czekoladek – nigdy nie wiesz, na co trafisz.


Naiwność władzy i rządzenia ujawnia się w jednym z najczęstszych zachowań umysłowych stojących wbrew rozsądkowi. Otóż tam gdzie fakty zaprzeczają słuszności naszych wcześniejszych decyzji, czyli dowodzą, że nie mamy rzeczywistej kontroli nad biegiem spraw i że coś źle rozumiemy mamy skłonności zaprzeczać oczywistościom za pomocą najbardziej groteskowych wybiegów i nie dostrzegać rzeczy widocznych gołym okiem, tylko po to, aby nie kwestionować podjętych wcześniej rozstrzygnięć. Nasz burmistrz, Michał Piszko, na ostatniej sesji Rady Miasta wpisał się po raz kolejny w tą tezę
perfekcyjnie. Najpierw udzielając wywiadu naczelnej portalu 24klodzko.pl. Joannie Żabskiej o zamiarze budowy spalarni odpadów medycznych, stodołę podpalił a później na sali rajców, nieomal jak strażak ochotnik, cienkim intelektualnym strumyczkiem pożar rozpaczliwie gasił. Uważny obserwator mógł dostrzec, iż podczas tych pożarniczych czynności, krew spod jego czaszki i z twarzy łagodnie odpływa a konfabulacyjny chłód poczyna coraz głębiej wciągać jego umysł w martwą ciszę intelektu.


Zanim jednak puścił czerwonego kura po zaściankach umysłów ludu kłodzkiego, dokonał organoleptycznej analizy stanu powietrza w naszej jamce i z całą mocą swojego burmistrzowskiego autorytetu stwierdził, iż w powiatowym zapadlisku a szczególnie w jego jądrze – Kłodzku, było nie było, stolicy turystycznego hrabstwa, jest niewystarczająca ilość świeżego powietrza. Swoje intelektualnie płodne nasienie posiał w głowach radnych płci obojga. Na szczególnie kreatywnie żyzną glebę natrafił w mózgu i duszy pani radnej Jolanty Kobak. Liderki kłodzkiej socjety gospodarczo – politycznej, lub odwrotnie. Jak kto woli.


Nim, jednak napiszę laudację o kondycji umysłowej pani Joli Kobak, wspomnieć muszę, z racji urzędniczej szarży o Michale Piszko, Naczelniku Kłodzka oraz politycznej kłodzkiej diablicy – pani Elżbiecie Żytyńskiej. Spikerki Rady Miasta Kłodzka.


Dzięki interwencji radnych Stanisława Bartczaka i Bogusława Procaka, społeczność Kłodzka dowiedziała się o trucicielskich zamiarach Burmistrza. Ten ratuszowy protagonista, dyrygent ratuszowego chóru, choć z wielką pasją lecz bez charyzmy, oskarżając radnych o sianie paniki i wzniecanie niepokoju w kłodzkiej społeczności oznajmił, iż wystarczyło zapytać jego szanowną osobę, krynicę mądrości, a on objaśniłby prostym językiem, prostemu ludowi i niekumatym radnym, że spalarnia powstać nie może ponieważ plan zagospodarowania przestrzennego takiej inwestycji nie przewiduje. Takie zachowanie przywodzi mi na myśl fana wodewilu, nucącego nieustannie te same piosenki i kuplety ponieważ innych nie zna. Natomiast pobudzenie szarych komórek, które gratis burmistrzowi zafundowali radni Procak i Bartczak, pan burmistrz uznał za duży nietakt, nieuctwo, głupotę i obrazę jego inteligencji. Doskonale jednak wie, że gdy jest wola inwestowania w śmieciarnię z wielkimi pieniędzmi w tle, a bies lub diablica odpowiednio zamiesza w miejskim kotle ogonem, plan taki można przecież dla zainteresowanych ekstra zyskiem, bez większego trudu zmienić. Można, czy też nie?


Burmistrz sprzedając działki musiał wiedzieć, że sprzedaje je firmie, która nie będzie uprawiać na tym terenie truskawek czy szparagów. Nie posadzi sadów, czy szlachetnej odmiany legendarnego zioła, tylko z toksycznych odpadów wyprodukuje świeże powietrze, którego w kotlinie mamy ogromny deficyt oraz żyzny nawóz w postaci życiodajnego popiołu i żużlu, który miejscowi małorolni chłopi a zwłaszcza szklarniarze, z wdzięcznością łykną jak małpa kit. Pozostaje jeszcze problem ze składowiskiem odpadów i ich transportem. Ale to jedynie niewielki problem handlowo – logistyczny.


Spoglądając spod przymrużonych powiek zasnutych mgiełką wywołaną szklaneczką zmrożonej żubrówki z trawką, najwspanialszego wywaru jaki ludzkość wymyśliła, męczy mnie myśl, czy w szlachetnej osobie naszego Burmistrza mam do
czynienie ze sztuczną inteligencją, czy inteligencją sztuczną. Brzmi niby tak samo. Różnica jest jednak dramatycznie wielka.


Burmistrz Michał, konstruktor naszego miejskiego dobrobytu, swoją rejteradą sprawił mi spory zawód. Miałem już bowiem gotowy tekst o eksploatacyjnych skutkach spalarni odpadów medycznych, którego osią była teza głosząca, iż w naszej kłodzkiej jamce, rodzić się będą psy baskerville’ów, dwugłowe koty, ludzkie bąbelki o dwóch ogonach i niewiasty o sześciu palcach i trzech piersiach. I co? Czmychając z pola bitwy o rześkie powietrze pan Michał popsuł mi zabawę. A tak, swoją drogą, ciekaw jestem Michale, czy chciałbyś mieć bliską przyjaciółkę o sześciu palcach i trzech piersiach? Ja bym chciał. To czysta rozkosz. Sześć palców pieści lepiej i dokładniej niż pięć. A trzy piersi to, niebo w gębie.


Oponenci a zwłaszcza wrogowie pana Michała złowieszczo sugerują, iż jest on już trupem politycznym. Ale są w błędzie. Burmistrz Michał jest nieśmiertelny i z pomocą swoich ślepych wyborców z pewnością odrodzi się jako – ratuszowe zombi. Zombi, (filozofia umysłu). Nie zombie. (kultura voodoo). Szanse ma olbrzymie, albowiem opiekę duchową nad jego politycznym losem roztacza Ela, kłodzka diablica polityczna o zniewalającej urodzie, a nie od dziś przecież wiadomo, że pan Michał na urodę i cnoty niewieście, jest wielce zafiksowany. Pozwoliłem sobie na zdrobnienie imienia szanownej pani Przewodniczącej Rady Miasta Kłodzka, jedynie z tego powodu, iż jest ona, pomimo upływu czasu, wciąż piękną kobietą, dumnie noszącą ślady minionej, dziewczęcej urody co, w mojej kusej i kostropatej czarciej duszy, rodzi nad wyraz przyjazne uczucia.


Diablice w mitologii słowiańskiej to stworzenia, które mieszkają w ciemnościach, w piwnicach, na strychach i w mrocznym lesie. Czają się w cieniu i tylko czekają na dogodną chwilę, by odwiedzić Bogu ducha winnego chrześcijanina w samym środku nocy. Dlatego też, zbyt bliskie obcowanie z diablicą to, nieomal igranie ze zgonem. Czarownica diablica, charakteryzuje się długim językiem, chrapaniem i umiejętnością wskakiwania do pieca. Czarownice diablice, oprócz rzucania uroków, pieszczenia ogonów czarnych kotów i mierzwienia koniom grzyw, potrafią jednym spojrzeniem wywołać u swojej ofiary śmiertelne tsunami myśli.


Z tego też powodu, radni Bartczak i Procak powinni być wielce ostrożni, gdyż siła wzroku kłodzkiej Spikerki ratuszowego plenum, jest równa sile wzroku Bazyliszka. A wiadomo przecież, że spojrzenie Bazyliszka może oślepić a nawet zmumifikować
nieszczęśnika.


Diablice bywają niezwykle inteligentne. Są przebiegłe, złośliwe i podstępne. W świecie natury, na tak zwany pierwszy rzut oka, te znaki firmowe diablic trudno jest dostrzec. Dużo łatwiej dojrzeć można duchowe spustoszenie w organizmach, które miały
życiowego pecha i wpadły w ich złowrogie sidła.


Znakomitym przykładem oddziaływania uroków diablic na pięknie wrażliwe natury, przykładem godnym wzorca z Sèvres, jest pani radna Jolanta Kobak. Na wrześniowej sesji sprawiała bardzo niepokojące wrażenie. Jej szlachetna postać była jakby przytłoczona ciężką wilgotną mgłą ponurej myśli. Z ciemnymi oczami, nawet jak na jej wiek, poważnie zamyślonymi, podążając pośpiesznie w głąb krętych i pustych korytarzy swojego umysłu, minąwszy krużganek zdrowego rozsądku i upewniwszy się, że siostry i bracia radni zgromadzili się tłumnie, jak wierni w kruchcie na nieszporach, poczęła schodzić z wyżyn swojego intelektu i wiedzy w dół. Nie bardzo zdając sobie przy tym sprawę, gdzie i w jakim celu idzie. Szła jednak dzielnie z tą samą od lat nieustającą wiarą, że jej kark, ramiona, plecy a przede wszystkim piersi matki do łona, której przypadły kochające dziatki, są wypełnione dobrą nowiną dla ludu, nad którym Bóg powierzył jej pieczę. Siedząc w skupieniu i stanowczo pani radna Jola, po długim namyśle uniosła swoje dorodne ciało i gromkim głosem postawiła nowatorską tezę o tym, że kotły spalające odpady medyczne i nie tylko, są tak ekologiczne, iż w ich tyłek, czyli wydech, można włożyć głowę i oddychać czystą parą wodną. Pani radna zaprezentowała tym wywodem błyskotliwą myśl filozoficzną o tym, że nawet ślepe oko można wydłubać. A tak na zupełnym już marginesie – pani Jolu, czystą parą wodną mogą podobno oddychać jedynie niektóre płazy i gady. Ale przyznaję, pewności nie mam, czy tylko one.


Nie wiem, czy nasi radni noszą kultowe borsalina a radne czapeczki z modowym sznytem, ale jeśli tak, jeśli chociażby od czasu do czasu w drodze do kościoła w nich chadzają, to oznacza, że głowy na coś się im jednak przydają. Jak twierdzą znawcy tematu, w procesach natury nie ma przypadków. Natomiast w procesach społeczno-politycznych, jest ich bez liku. Jednym z dowodów na potwierdzenie tej tezy, jest filozofia, jaką wyznają w swojej znacznej większości radni naszego miasta. Są, jak meduzy o leniwych ruchach, unoszonych siłą prądu politycznych ambicji Burmistrza i nurtem rozgrzanej nadziei, tak charakterystycznej w kulturze zrytych beretów, na to, że profity z publicznych pieniędzy – po prostu im się należą.


Wypisując te głupotki udowadniam zapewne radnym, że wciąż i nieustannie jestem osłem. Jednakże w odróżnieniu od nich, jestem osłem patentowanym, takim jakim jest Euklides z powieści Stefana Themersona – „Euklides był osłem”.

W niezmiennie najpiękniejszej myśli o tym, że atrofia mózgu nie dotknie wszystkich reprezentantów kłodzkiej socjety.


Mirosław Rudziński – Gappa