Jednoaktowa, powiatowo-miejska tragikomedia.
Bohaterowie dynamiczni: Bogusław Szpytma, Adam Pić, Dariusz Mikosa.
Miejsce akcji: Hrabstwo Kłodzkie.
Czas: Tu i teraz.
Nie mam żadnych wątpliwości, że żyją pośród nas ludzie, którzy posiadają wrodzony talent do roznoszenia strachu. Zazwyczaj, gdy są jeszcze zwykłymi obywatelami, próbują żyć po swojemu i bardzo ich niepokoi, gdy ktoś, na przykład polityk, ksiądz czy urzędnik, próbuje życie im układać, podług swoich własnych, urzędniczych, politycznych czy też religijnych wyobrażeń.
Jednakże, gdy sięgną najniższego nawet szczebla jakiejkolwiek bądź władzy, następuje w nich fundamentalna wręcz przemiana. Jak porażeni piorunem zaczynają rzeczy, z którymi mają do czynienia starannie psuć a sprawy, które do tej pory szły gładko, gdy tylko rzucą na nie swoim przenikliwym wzrokiem, zaczynają iść w złym kierunku.
Ludzie pokroju Zdzisława Dudy, Adama Picia, Damiana Ślaka, Bogusława Szpytmy, Bogdana Haławina, czy chociażby Zbigniewa Nowaka i Dariusza Mikosy to ludzie, którzy wprowadzają w życie społeczne, na większą lub mniejszą skalę, mroczny zamęt. Zachowują się często nierozsądnie a bywa także, że i głupio. Gdziekolwiek wkroczą nanoszą coś w rodzaju psychicznego błota, którego plamy niezwykle trudno jest później wyczyścić. Czasem jest to wręcz niemożliwe. Swoim postępowaniem udowadniają dobitnie tezę, iż dużo trudniej jest znaleźć dziesięciu ludzi z głową na karku, niż setkę głupców. Ich historie dość dobrze ilustrują odwieczny problem, jakim jest stosunek głupoty do inteligencji.
Osobistości te są bezwątpienia inteligentne. Niektóre, nawet bardzo inteligentne. Problem jednak w tym, że gdy głupieją, a głupieją prawie zawsze, gdy tylko sięgną po władzę, stają się niebezpieczni. Są niebezpieczni nie dlatego, że zgłupieli, tylko dlatego, że są inteligentni, co sprawia, że przedsięwzięcia jakich się podejmują, najczęściej im się udają. Im zaś są inteligentniejsi, tym bardziej opłakane są skutki ich głupoty. I w tym tkwi problem.
Powoli przestaje mi się chcieć pisać o pięknych i prawych, namiętnie głupich, i komicznie atrakcyjnych, szczodrych wobec siebie i chytrych wobec innych, pretendentach do władzy, którzy obiecują, że pod ich przywództwem przekroczymy próg ziemi obiecanej.
Nieomal każdy z nich, aby wzmocnić siłę swoich argumentów posługuje się, mniej lub bardziej sprawnie, niezwykle niebezpiecznym, ale jakże skutecznym narzędziem, jakim jest – strach. Strach, to jedna z podstawowych cech pierwotnych, nie tyko człowieka. Gdy się pojawia reakcją obronną jest zazwyczaj ucieczka, na czym żerują właśnie roznosiciele strachu. Znacznie rzadziej, jest to walka. Ale zdarza się, iż ludzie wystraszeni, aby przestać się w końcu bać, aby nie dać osmalić i oszpecić swojej psychiki podejmują walkę. A wówczas roznosiciele strachu, którym zbyt często krew odpływa z głowy i wypełnia inny organ, myśleć przestają. Ogarnia ich gorące podniecenie i zwierzęca wręcz panika.
Potwierdzeniem powyższej tezy jest nietuzinkowa postawa pana Adama Picia, wiceprezesa kłodzkiej SM. Osobistość ta, do niedawna bez nazwiska, czyni obecnie wielkie starania, aby nazwisko sobie stworzyć. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie czynił tego głupio i co gorsze cudzym kosztem. Otóż pan Adam, od kiedy został Panem Prezesem, jest przekonany, że wolno mu, jak nie przymierzając Nikodemowi Dyzmie, było nie było, Prezesowi Banku Zbożowego i Wielkiemu Trzynastemu, w dyskusji z członkami spółdzielni, szturchać ich wzgardliwie wskazującym palcem swojej prawicy i jak sztubaków strofować i pouczać. A nikt przecież takich czułości nie lubi. Spółdzielcy dotknięci do żywego gilgotkami pana Adama, zjeżyli się srodze i uradzili, aby od spółdzielczego cycka „Półprezesa” oderwać. Podobno na wieść o tym, że spora część członków ma niezłomny zamiar na planowanym, jeszcze w tym roku, Nadzwyczajnym Walnym Zebraniu, zdjąć mu z głowy prezesowski kapelusz, zdziwił się dalece i pod nosem chlipną: „Ale za co?”. Podobno, od tamtej chwili nosi w teczce zapasowego, świeżością jeszcze pachnącego pampersa.
Ponieważ w środowisku spółdzielczych mądrali wszystko jest oczywiste, a nie od dziś wiadomo, że prawdziwa głupota panuje tam, gdzie wszyscy wszystko uważają z oczywiste, pan Adam po ewentualnej stracie prezesowskiego kapelusza ma zamiar ubiegać się o prawo do noszenia czapki niewidki miejskiego radnego. I właśnie, jak mi się w wielkim zaufaniu zwierzył, po to jest mu potrzebne nazwisko. Zatem pomagam jak umiem. Zachowanie pana Adama wobec spółdzielców przypomina mi pewną notatkę prasową sprzed kilku lat. Wynikało z niej, że głupota nigdy nie skrywa się tam gdzie się jej spodziewamy:
– ktoś wspiął się na krzywe drzewo, aby odciąć gałąź, która strącała dachówki jego domu. Ponieważ był inteligentny, nie popełnił klasycznego błędu i usiadł po stronie pnia. Jednak drzewo, uwolnione wreszcie od ciężkiej gałęzi, odskoczyło do góry, wyrzucając go w powietrze. Morał: raz jeszcze inteligencja okazała się dla głupka fatalna.
Niewątpliwie mistrzem straszenia dziada workiem i politycznej manipulacji, jest Bogusław Szpytma. Pan Bogusław, jako człowiek zapewne doskonale w grach politycznych zorientowany wie, iż są pośród polityków, zwłaszcza prawicy tacy, którzy, aby przekonać zwykłych ludzi, wyborców, do swojej osoby poglądy, które głoszą wkładają w usta Boga. Pan Bogusław nie potrafi, albo nie chce w tej kwestii rozmawiać bezpośrednio z Bogiem. Niemniej jednak od wielu lat nienagannie współpracując z ziemskimi urzędnikami Pana Boga, potrafi niezwykle sprawnie zebrać zgraję wyrafinowanych cwaniaków i naiwnych głupców, którym w zamian za ich pomoc w odbiciu z rąk panującego jeszcze burmistrza Michała Piszki, nie tylko Kłodzka, ale całego nawet Hrabstwa Kłodzkiego, obieca jakieś konfitury, które gdy zwycięży sam ze smakiem skonsumuje. Rodzi się zatem pytanie: Kto jest głupi? Skoro każdy to wie to, kto tego nie wie?
Proszę mnie dobrze zrozumieć, niebezpiecznym nie jest to, że pan Bogusław montuję lokalną drużynę składającą z nieudaczników i cwaniaków, z głupców i naiwniaków. Groźnym jest to, że Bogusław Szpytma prezentuje się u boku ludzi pochodzących z formacji politycznej, która od swojego niepokalanego poczęcia szlaja się z kłamstwem i hipokryzją, z obłudą i skrajnym populizmem.
Rekomendując mieszkańcom Kłodzka „Piątkę Morawieckiego” wpisuje się w politykę zakłamywania naszej rzeczywistości. W politykę, która za pomocą bajek i odwołań do sił wyższych kusi zwykłych ludzi, by szli za fikcją, aż ta stanie się rzeczywistością. Wspierając się na partii Jarosława Kaczyńskiego, doskonale wie, iż Jarosław Wielki buduje Państwo, w którym, być może, już nie długo, trudno będzie obywatelowi odróżnić, gdzie kończy się Państwo a zaczynają służby specjale.
Przyglądając się wyborczym harcownikom z PIS dochodzę do wniosku, iż są oni, jak to wobec uchodźców uprzejmie stwierdził Jarosław Kaczyński, nosicielami różnych niebezpiecznych chorób. Są niebezpieczni, ponieważ w okresie kampanii wyborczej gwałtownie się mnożą i wygryzają barankom bożym – wyborcom, rozum. Czynią w ich głowach czarne dziury, które po wygranych wyborach zapychają mitologicznym śmieciem.
Filozofię kampanii wyborczej pana Bogusława Szpytmy doskonale ilustruje pewna dykteryjka o dwóch Aborygenach:
– Jakiś czas temu dwóch australijskich Aborygenów przyjechało do naszego kraju i po raz pierwszy ujrzało narciarza wodnego mknącego zakosami po powierzchni jeziora. „Dlaczego ta łódka tak pędzi?”, zdziwił się jeden z nich. Drugi odparł: „Bo goni ją jakiś szaleniec na linie”.
O nawykach największych zwierząt świata decyduje, co, gdzie, kiedy i jak jedzą. Tezę tą wspaniale ilustruje polityczny apetyt pana Dariusza Mikosy, pierwszego niepodległego okupantom Starosty Powiatu Kłodzkiego. Wizję przyszłości Kłodzka, jaką roztoczył pan Darek przed czytelnikami jednej z lokalnych gazet doskonale opisuje stara anegdota zatytułowana „Drogowskaz”:
– Dwaj świeżo zatrudnieni w Wąchocku robotnicy otrzymali polecenie usunięcia wszystkich drogowskazów z wyrąbywanego właśnie lasu. Po skończonej pracy jeden zaczął się zastanawiać, jak znajdą drogę powrotną, na co drugi odparł, że to nie problem – mają przecież wszystkie drogowskazy.
W niezmiennie najpiękniejszej myśli o tym, że rozpoznana głupota to dodatkowy okruch mądrości.
Mirosław Rudziński – Gappa
Zdjęcie pochodzi z Unsplash.com